piątek, 1 kwietnia 2011

Rozdział 4 " powrót "

W ten poniedziałek nie poszłam do szkoły . Chciałam mieć więcej czasu na myślenie . Całe dotychczasowe życie mi się rozwaliło . Ale nie ja jedyna to przeżyłam . Poczytałam różne fora internetowe i od razu zrobiło mi się lepiej . Mama nawet proponowała mi zapisanie do grupy wsparcia, ale przecież aż tak źle ze mną nie jest . We wtorek zdecydowałam - wracam do żywych . Wstałam o 7:20 . Wzięłam prysznic, ubrałam się, spakowałam podręczniki i zjadłam jakiś tam jogurt . Przyszła po mnie June .
- Holly, wszystko ok ? - szłam przez jakieś pięć minut bez słowa .
- Ta ... Chyba .
- Ale wyglądasz coraz lepiej . Obudź się w końcu !
- Jasne . Czy ludzie już wiedzą ?
- Jacy ludzie ?
- No, ci w szkole .
- Nie, raczej nie .
- To dobrze . Niech tak zostanie . - doszłyśmy . Było już po dzwonku, więc szybko pobiegłyśmy na matematykę . Matematyczka jest wychowawcą naszej klasy .
- Panno Frame, wytłumaczysz nam może swoją niską frekwencję ?
- Pani da jej spokój . - wtrąciła June .
- Nie, nie wytłumaczę . Nie muszę się tu spowiadać . - odpowiedziałam ze złością .
- Proszę bardzo, tylko pamiętaj by przynieść usprawiedliwienie . - od tego zaczęła się lekcja . Nawet nie słuchałam, tylko przepisywałam wszystko jak jakiś robot . Wreszcie rozległ się długo oczekiwany dzwonek, a wraz z nim niespodziewane uczucie szczęścia . Chyba przez to, że Nate do mnie podszedł .
- Co u ciebie, Holly ?
- W sumie dobrze . Dzięki .
- Chech, ale za co ?
- Z czego się śmiejesz ? Po prostu dziękuję, że jesteś .
- No to fajnie . Przejdziemy się gdzieś po szkole ?
- A o której kończysz ? Ja o 15 .
- Ja też . To pójdziemy na pizzę czy coś . - reszta lekcji była zwyczajna . Nikt się mnie nie wypytywał o nieobecność, no chyba, że znajomi . Nadeszła 15 - odetchnęłam z ulgą . Wyszliśmy z Nate' em i pobiegliśmy do pizzeri; zaczął padać deszcz .
- Co zamawiamy ?
- Hmm ... Nie jestem głodny . Może jakieś sałatki ?
- Ok . - podeszła do nas kelnerka . Złożyliśmy zamówienia i czekając na jedzenie gadaliśmy . Ni stąd, ni zowąd zadałam głupie pytanie, którego do tej pory żałuję :
- Nate, czy ty ... mnie kochasz ?
- Oszalałaś ?!
- Czyli nie ?!
- Jasne, że tak !
- Uff ... Ja ciebie też . - no i przyszło jadło . Po jakiejś godzinie poszliśmy do mojego domu . Znów poczułam ten przypływ szczęścia . Skąd to się bierze ? Może już pogodziłam się ze śmiercią ojca ?
- Holly, o czym teraz myślisz ? - zapytał Nate, siadając na łóżku w moim pokoju .
- Chyba o życiu . Trochę też o tej sałatce . Sos był ohydny .
- Ta, a sałata była jakby stara . Już tam nie pójdziemy .
- Zgadzam się . Gdybym była krytykiem, dostali by jedną gwiazdkę .
- Za co ?
- Mieli ładne stojaki na serwetki . - zaczęliśmy się śmiać . Znów poczułam się żywa .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz